temat sportu ważna sprawa i chyba najważniejsza przy
chorobach tarczycy. Sport odpowiednia dieta, ale zanim dieta trzeba się zacząć
ruszać! Nie jestem typem sportowca raczej lenia kanapowego ;P przyznaję
się bez bicia (pewnie mój chłopak się cieszy, jak to czyta, że w końcu się przyznałam) tak jestem leniem, ale zmieniam to. Przynajmniej tak mi się wydaję, teraz miałam spory przestój, ale powoli zaczynam znowu wdrażać ruch do swojego życia. Do pewnego momentu nie wierzyłam, że sport może dawać radość. Niestety leń jest bardzo silny w moim przypadku, a las to nie miejsce dla mnie o matko boska te pająki, muchy jakieś... a jak spotkam dzika? No w sumie wtedy to motywacja do bieganie, bo trzeba zwiewać jak najszybciej, więc na pewno są plusy chodzenia na spacery bądź biegania po lesie, ale tak na serio. Przy chorobach tarczycy ważny jest ruch nie tylko dlatego, że możemy schudnąć- to swoją drogą chodzi przede wszystkim o kondycje i dotlenienie organów. Jak już napisałam wyżej, nie lubię sportu i nigdy za dużo go nie uprawiałam, zawsze brałam zwolnienia z wf, wymówki, że kolano mnie boli albo ciężkie dni. Skutkiem tego był coraz większy spadek kondycji i minimalny przyrost wagi. Po tym, jak dowiedziałam się, że mam niedoczynność, było już za późno, na wyrobienie kondycji.
Niestety w momencie diagnozy na liczniku widniała liczba 95 kg. Za każdym razem, kiedy wchodziłam na wagę, wstrzymywałam oddech (jakby, miało to jakieś duże znaczenie dla wagi ciała) i nic waga stoi. Pan doktor G ówczesny lekarz nie przykładał znaczenia do mojej wagi, bo jego zdaniem to nie jest takie proste. Oczywiście nie jest proste, jeśli nic się z tym nie robi... Pytając o dietetyka-doktor powiedział, że to nic nie da, nie wyjaśniając mi dlaczego. Minął miesiąc później kolejny, nie wytrzymałam, udałam się do kogoś innego (powiedzcie mi, jak można umawiać na wizytę pacjent, brać od niego 120 zł za każdą i mówić mu ciągle to samo w koło?) Pani doktor, do której obecnie chodzę, jest miła i sympatyczna starsza już babeczka, ale zupełnie inna niż on-niebo a ziemia !
Doszłam do wagi 91,6 kg, nie była to waga idealna, ale jak dobrze było zobaczyć
mniejszą liczbę niż 95. Niestety, kiedy zaczyna się zaniedbywać jedno albo
drugie skutki zaczynają być gorsze niż początkowy etap. Zaczynam od nowa.
Niestety niedoczynność i Hashimoto to ciągła walka. Najtrudniej jest
zacząć, później już idzie, nie zawsze jest łatwo, ale nie należy rezygnować.Niedługo wybieram się do dietetyka klinicznego nie tyle by ułożył mi dietę, ale powiedział mi, co mogę jeść a czego mam unikać. W internecie są tak sprzeczne informacje na ten temat, że już sama nie wiem, co mogę, a czego nie mogę, dlatego też ta wizyta.
Wiem, że lekarz powiedział, że jest to zbędne, jednak wydaje mi się, że jestem na etapie, w którym wiem jak jeść mogę powiedzieć, że już to umiem. 5 posiłków w odpowiednich odstępach czasowych do tego ruch jednak dale coś brakuje. Właśnie tego, co można, a czego nie można. Chodzi mi głównie o produkty jak np. kukurydza czy groszek, fasola na jednych stronach mam informacje że w żadnym wypadku nie mogę roślin strączkowych na kolejnej już że mogę. I bądź tu mądry...
Tyle na dziś znów się rozpisałam, mam nadzieje, że jutro tez będę mieć tyle optymizmu co dziś.
Dobranoc.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz