Translate

poniedziałek, 6 lipca 2015

Sport to zdrowie. - koniec kropka!

 Cześć
temat sportu ważna sprawa i chyba najważniejsza przy chorobach tarczycy. Sport odpowiednia dieta, ale zanim dieta trzeba się zacząć ruszać! Nie jestem typem sportowca raczej lenia kanapowego ;P przyznaję się be
z bicia (pewnie mój chłopak się cieszy, jak to czyta, że w końcu się przyznałam) tak jestem leniem, ale zmieniam to. Przynajmniej tak mi się wydaję, teraz miałam spory przestój, ale powoli zaczynam znowu wdrażać ruch do swojego życia. Do pewnego momentu nie wierzyłam, że sport może dawać radość. Niestety leń jest bardzo silny w moim przypadku, a las to nie miejsce dla mnie o matko boska te pająki, muchy jakieś... a jak spotkam dzika? No w sumie wtedy to motywacja do bieganie, bo trzeba zwiewać jak najszybciej, więc na pewno są plusy chodzenia na spacery bądź biegania po lesie, ale tak na serio. Przy chorobach tarczycy ważny jest ruch nie tylko dlatego, że możemy schudnąć- to swoją drogą chodzi przede wszystkim o kondycje i dotlenienie organów. Jak już napisałam wyżej, nie lubię sportu i nigdy za dużo go nie uprawiałam, zawsze brałam zwolnienia z wf, wymówki, że kolano mnie boli albo ciężkie dni. Skutkiem tego był coraz większy spadek kondycji i minimalny przyrost wagi. Po tym, jak dowiedziałam się, że mam niedoczynność, było już za późno, na wyrobienie kondycji.

       Niestety w momencie diagnozy na liczniku widniała liczba 95 kg. Za każdym razem, kiedy wchodziłam na wagę, wstrzymywałam oddech (jakby, miało to jakieś duże znaczenie dla wagi ciała) i nic waga stoi. Pan doktor G ówczesny lekarz nie przykładał znaczenia do mojej wagi, bo jego zdaniem to nie jest takie proste. Oczywiście nie jest proste, jeśli nic się z tym nie robi... Pytając o dietetyka-doktor powiedział, że to nic nie da, nie wyjaśniając mi dlaczego. Minął miesiąc później kolejny, nie wytrzymałam, udałam się do kogoś innego (powiedzcie mi, jak można umawiać na wizytę pacjent, brać od niego 120 zł za każdą i mówić mu ciągle to samo w koło?) Pani doktor, do której obecnie chodzę, jest miła i sympatyczna starsza już babeczka, ale zupełnie inna niż on-niebo a ziemia !
       Owszem, jeśli chodzi o kwestie dietetyka powiedziała to samo z tym że wyjaśniła dlaczego. Dietetyk pomoże mi schudnąć, ale to jest chwilowe, ponieważ jeść trzeba się nauczyć. Ograniczenie posiłków i spożywanie ich w mniej więcej równych odstępach czasowych nauczy mnie jedzenia! Dietetyk ułoży mi dietę, ale sama dieta nie spowoduje że schudnę. Prócz regularnych posiłków powinno się też ruszać! W każdy możliwy sposób. Ja zapisałam się na Fitness :D zmusiłam się do ruchu stwierdziłam że pójście do lasu bądź pójście do parku pobiegać raczej nic mi nie da (raczej nie chciało mi się iść) wyszłam z założenia, że jeśli zapłacę za profesjonalne ukierunkowanie mnie na prawidłowe wykonywanie ćwiczeń bardziej mnie zmotywuje-i tak właśnie było! Kiedy nie mogłam iść na trening, miałam tak okropne wyrzuty sumienia, że chodziłam później jak najczęściej.
       Faktycznie po tym, jak ustaliłam z panią doktor liczbę posiłków, starałam się bardzo lekko jeść i pilnować ich. Rzeczywiście już po tygodniu czułam się lekka i pełna energii. Waga powoli schodziła w dół. Do tego doszedł ruch. Pierwsze koty za płoty ciężko było, ale dałam rade! Wstawałam nawet na 8 rano, żeby iść na pilates. Początkowo nie byłam przekonana co do tego rodzaju ćwiczeń, jednak faktycznie pomaga. W szczególności pomocne jest na uciążliwe bóle kręgosłupa. Mam bardzo specyficzną budowę ciała tzw.figurę klepsydry duże piersi i pupa jednak talia stosunkowo wąska, więc pierwsze co przytyło to piersi i pośladki później brzuch. Kręgosłup nie wytrzymywał momentami obciążenia, które doszło w przód. Dla osób, które przytyły sporo, polecam tego rodzaju ćwiczenia, ale i nie tylko dla chorych. Ćwiczenia są fajne, spokojne reguluje się oddech, ale i przede wszystkim rozciągamy ścięgna, stawy, wszystko, co możliwe. U mnie sprawdziło się to na 5. Sam fitness w sobie dużo mi pomógł ćwiczenia rozbujały mój organizm w pozytywny sposób. Wchodzenie po schodach było, mniej męczące, serce nie kołatało przy wysiłku. mogłam coraz więcej a co do wagi... leciała w dół, kiedy widziałam, że leci w dół każdy kg, każde 0,5 kg było czymś cudownym. A kiedy wychodziłam z treningów, byłam zmęczona, ale jak szczęśliwa, bo dawałam sobie rade ze wszystkim i nie czułam się jak wielka kula z doczepionymi nogami i rączkami.
Doszłam do wagi 91,6 kg, nie była to waga idealna, ale jak dobrze było zobaczyć mniejszą liczbę niż 95. Niestety, kiedy zaczyna się zaniedbywać jedno albo drugie skutki zaczynają być gorsze niż początkowy etap. Zaczynam od nowa. Niestety niedoczynność i Hashimoto to ciągła walka. Najtrudniej jest zacząć, później już idzie, nie zawsze jest łatwo, ale nie należy rezygnować.
Niedługo wybieram się do dietetyka klinicznego nie tyle by ułożył mi dietę, ale powiedział mi, co mogę jeść a czego mam unikać. W internecie są tak sprzeczne informacje na ten temat, że już sama nie wiem, co mogę, a czego nie mogę, dlatego też ta wizyta.
Wiem, że lekarz powiedział, że jest to zbędne, jednak wydaje mi się, że jestem na etapie, w którym wiem jak jeść mogę powiedzieć, że już to umiem. 5 posiłków w odpowiednich odstępach czasowych do tego ruch jednak dale coś brakuje. Właśnie tego, co można, a czego nie można. Chodzi mi głównie o produkty jak np. kukurydza czy groszek, fasola na jednych stronach mam informacje że w żadnym wypadku nie mogę roślin strączkowych na kolejnej już że mogę. I bądź tu mądry...
Tyle na dziś znów się rozpisałam, mam nadzieje, że jutro tez będę mieć tyle optymizmu co dziś.
Dobranoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz